czwartek, 5 sierpnia 2010

Bułgaria - Polska : Bułgaria



Wstęp do podróży

Sozopol, Burgas, Sofia

10.07 - 14.07

Na samolot wstawało się opornie i ciężko, z myślą że może by darować sobie cały ten trud i posiedzieć w spokoju 2 tygodnie w domu :) Na szczęście wzajemne motywowanie się podziałało i po szybkim kursie miły taksówkarz wysadził nas przed Ławicą.

Odprawa i lot były szybkie i bezproblemowe, po 2 godzinach wylądowaliśmy w pochmurnym i stosunkowo zimnym Burgas.



A więc prognozy pogody, które sprawdzaliśmy kilka razy dziennie przed wylotem, miały się sprawdzić ? W ostatniej chwili spakowaliśmy cieplejsze spodnie i lekkie bluzy.

Jednak po przylocie to nie było nasze największe zmartwienie. Lotnisko Burgas leży w pewnej odległości od samego miasta i trzeba było się tam jakoś dostać, wiedzieliśmy że są tu jakieś autobusy. Z informacji - pani mówiła trochę po angielsku dowiedzieliśmy się, że przejazd kosztuje 1 lewa ( 2 zł ) ale nie mieliśmy żadnych bułgarskich pieniędzy. Na lotnisku był kantor, który miał kurs wymiany ok 1.6 lewa do euro gdzie sztywny kurs wynosi 1, 95883. Był tam również bank, zamknięty w sobotę więc zdecydowaliśmy się wypłacić trochę pieniędzy z bankomatu. Potem po wyjściu przed lotnisko zapytaliśmy się o drogę na przystanek ( po wyjściu kierować się po skosie w prawo, przystanku nie widać, trzeba wyjść z terenu lotniska ) i nr autobusu, który jedzie do miasta ( 15 ) . Na przystanku spotkaliśmy Polaków, starszą parę odwiedzającą Bułgarię po latach i dwóch chłopaków jadących autobusem do Stambułu. Wspólnie wsiedliśmy do autobusu ( bilety sprzedaje konduktor po wejściu do autobusu ), który nie był wyraźnie oznakowany numerkiem ale na szczęście jechał we właściwą stronę. 

Po chwili znaleźliśmy się na ostatnim przystanku - dworcu głównym w Burgas. Naszym celem był Sozopol, miasteczko położone ok. 30 km na południe od Burgas. Okazało się, że z dworca odjeżdżają autobusy do Sozopola ( 4 lewa za osobę ) co pół godziny. Oczywiście na samym dworcu i wielokrotnie później byliśmy zaczepiani przez rozmaitych "pomocnych" osobników chcących załatwić taksówkę, wymienić dowolna walutę po super korzystnym kursie itp. Na szczęście kulturalna ale stanowcza odmowa zwykle pomyślnie kończyła negocjacje :)

W autobusie do Sozopola mieliśmy odrobinę lepsze nastroje, bo udało nam się pomyślnie przezwyciężyć pierwsze przeszkody i powoli realizowaliśmy nasz plan podróży. Z perspektywy autobusu i pochmurnej pogody krajobrazy nie wyglądały zachęcająco, delikatny chaos na ulicach, dziurawe drogi i szarzyzna w mieście, a szczególnie na jego obrzeżach. Mimo to czekaliśmy na przystanek końcowy aby się przekonać czy Sozopol rzeczywiście zasługuje na dobre opinie, które znaleźliśmy o nim na forach internetowych.


Sozopol ( 3 dni )


Po wylądowaniu na przystanku autobusowym w Sozopolu zostaliśmy od razu osaczeni przez ludzi oferujących prywatne kwatery. W sumie ta sytuacja nam odpowiadała, bo odpadało chodzenie po mieście i szukanie miejsca. Jedynym problemem było to, że kontakt z tymi ludźmi odbywał się tylko po bułgarsku/rosyjsku - jednak przy użyciu rąk, pojedynczych angielskich i polskich słówek udało się nam dogadać z jedna panią. Za 25 lewa czyli ok. 50 zł wynajęliśmy pokój z prywatną łazienką w starej części miasta ( polecamy taką opcję ).

Po kilku minutach spaceru dotarliśmy na miejsce gdzie przeszliśmy raz jeszcze przez fazę dogadywania szczegółów płatności i dat pobytu. Pokój okazał się być skromnym pomieszczeniem na pierwszym piętrze budynku rodzinnego. Dla nas było to wystarczające rozwiązanie i po chwili na ogarnięcie plecaków byliśmy gotowi do wyjścia na miasto.

Sozopol na wiki ładnie opisuje historię miasta i podstawowe informacje o nim.

Pierwsze kroki skierowaliśmy na plażę, rzeczywiście piaszczysta chociaż niezbyt duża, dodatkowo zastawiona masą parasoli za które płacimy w słoneczne dni. Może tego dnia było niespokojne co widać na zdjęciach.

Od sozopol


Od sozopol


Na szczęście następne dni zadały kłam prognozom pogody i praktycznie do końca urlopu mieliśmy okazje doświadczyć równie upalnego lata jakie było i w Polsce.

Od sozopol


Co do samego miasta, to jego stara część jest interesująca - ładne, często drewniane domki o charakterystycznych kształtach ( piętro wydaje się być nadbudowane, trochę większe niż parter ).

Od sozopol


Przez te 3 dni zdążyliśmy dokładnie obejść wszystkie uliczki starego miasta i zahaczyć o nowe, które jest bardziej nastawione na rozrywkę i prawdopodobnie oferuje wyższy standard zakwaterowania.

Od sozopol


Co warto zrobić na miejscu to przede wszystkim pochodzić po restauracjach, szczególnie polecamy te 'domowe' które znajdują się przy domach usytuowanych na klifie na północ od plaży. Można się do nich dostać spacerując po starym mieście.

Od sozopol


Zajadaliśmy się tam przepysznymi świeżymi sałatkami, próbując również ryb i bułgarskiego piwa. Ceny są na pewno niższe niż w Polsce nad Bałtykiem. Za ok. 20 lewa można zjeść obiad w dwie osoby.

Od sozopol


Z kulinarnych smakowitości polecamy jeszcze gotowaną/grillowaną kukurydzę w formie przekąski, świeże owoce ze straganów przy przystanku autobusowym oraz bułki, które są wypiekane na bieżąco w centrum starego miasta.

Od sozopol


Zwiedziliśmy również odbudowane fragmenty murów obronnych, muzeum etnograficzne ( 2 lewa ) odpuściliśmy sobie muzeum usytuowane na murach ( 6 lewa ).

Od sozopol


Pieniądze można wymienić w banku Raiffeisen w okolicach przystanku ( potrzebny paszport ) lub w kantorach ( nie zdzierają tak bardzo na kursie i bez paszportu ).

We wtorek wróciliśmy autobusem do Burgas.

Burgas ( 1 dzień )

Pierwsze kroki skierowaliśmy na dworzec kolejowy, ponieważ wieczorem chcieliśmy dostać się do Sofii pociągiem nocnym. Chcieliśmy też zostawić duże plecaki w przechowalni. Na dworcu oczywiście wszystko po bułgarsku, na szczęście panie w informacji mówią po angielsku. Dowiedzieliśmy się, że nocny pociąg rzeczywiście odjeżdża zgodnie z tym co powiedział nam rozkład pkp (22:40), bilet kosztuje ok. 20 lewa, nie ma miejsc leżących - są tylko miejscówki. Po zakupie biletów znaleźliśmy szafki do przechowywania bagażu - niestety nie działały. Na szczęście na dworcu autobusowym ( który jest przy dworcu kolejowym ) jest przechowalnia obsługiwana przez panie, które pobierają opłatę w wysokości 2 lewa za plecak na dzień.

Od burgas


Jeżeli chodzi o samo miasto, to w internecie nie ma ono zbyt pochlebnych opinii ze względu na bliską lokalizacje przemysłu. Nam jednak przypadło do gustu. Głównie ze względu na ładne deptaki i ogromny park, w którym spędziliśmy większość dnia.

Od burgas


Deptakiem ( ul. Aleksandrowska ), który zaczyna się na północ od dworca można dojść do monumentalnego pomnika, przy hotelu Bułgaria możemy również skręcić w drugi bulwar ( ul. Bogoridi ) prowadzący do parku ( Primorski park ) i dalej na plażę.

Od burgas


Od burgas


Po drodze znajdziemy Muzeum Archeologiczne ( Aleko Bogoridi 21 ) z ciekawą ekspozycją i opisem eksponatów po polsku (!), wstęp za 3 lewa. Przyznamy się, że częściowo wybraliśmy je ze względu na klimatyzowane pomieszczenia, co było prawdziwą ulgą w południowym słońcu :P

Jeżeli chodzi o plażę to rzeczywiście jest tam ciemniejszy piasek ( podobno ma właściwości lecznicze ), jest tam też ogromne molo, plaża jest szeroka i duża. Są tam również budki z napojami, leżaki, prysznice - następnym razem chyba zatrzymamy się tu na dłużej by móc zażyć kąpieli.

Od burgas


Od burgas


Niestety na głównych ulicach jest dosyć dużo żebrzących dzieciaków, które nie dają łatwo za wygraną. Nie wspominam nawet o ludziach chcących powymieniać się pieniędzmi - bezbłędnie wyłuskują nas z tłumu zagadując po polsku ;)

Dzień minął leniwie i skierowaliśmy się na dworzec odebrać bagaże i poszukać naszego pociągu. Okazał się nim być pociąg z przedziałami ( wygląda jak nasz pospieszny ) - 6 miejsc w przedziale. Podróż tym pociągiem to niezapomniane przeżycie, zgiełk masa ludzi, część z Turcji z ogromnymi torbami. Wykłócanie się o miejsca, wagony - warto mieć miejscówkę. Niestety nasze miejsca były w przedziale za toaleta ( nie dało się tam wejść, siłą woli wytrzymaliśmy do Sofii ;) ) co przełożyło się na smrodek, który towarzyszył na przez cała drogę. Specyficzne aromaty plus wysoka temperatura, hałas i ciągły ruch nie pozwoliły na spokojny sen. Na szczęście podróżni są ogromnie chętni do rozmowy, niestety ograniczonej do prostych gestów i słów, rysunków na serwetkach z racji bariery językowej :)  Z ciekawostek, w połowie drogi pociąg stanął popsuty jednak załoga zdołała go sama naprawić i o 5 rano byliśmy w Sofii.

Sofia ( 1 dzień )

Dworzec w Sofii, ogromny kilkupoziomowy kompleks z szarego betonu. Przytłaczający, szczególnie tak wcześnie rano. Ciężko się zorientować gdzie co jest, bo nie ma żadnych angielskich napisów, wszystko po bułgarsku i oczywiście cyrylicą ( stolica Bułgarii echh... ).

Pierwsze co chcieliśmy zrobić to zostawić gdzieś bagaże, oczywiście automatyczne szafki nie działały. Zaczęliśmy więc krążyć po dworcu i odcyfrowywać napisy na ścianach by trafić do czegoś podobnego do przechowalni w Burgas. Po chwili udało nam się znaleźć okienko na poziomie 0. 

Od sofia


Pani w okienku na dźwięk angielskich słów skierowała nas do człowieka, który mówiąc płynną angielszczyzną pomógł nam wypełnić druki do bagażu ( gdzie zapłaciliśmy dzięki jego wstawiennictwu z jeden, mimo że oddaliśmy dwa - normalna cena 2 lewa za bagaż za dzień), co więcej pomógł nam znaleźć kantor/bankomat co zaczęło wzbudzać nasze podejrzenia. Jednak pytany o to czy jest pracownikiem dworca potwierdził, więc stwierdziliśmy że może w stolicy jednak obowiązują inne standardy :) Potem zaprowadził nas jeszcze do kasy międzynarodowej, gdzie zaopatrzyliśmy się w bilety na nocny pociąg do Belgradu. Na końcu okazało się, że nasz wspaniałomyślny pomocnik oczekuje gratyfikacji, co ze względu na 'pomoc' przy bagażach, zmusiło nas do 'podarowania' mu 10 lewa.. Cóż, będzie do to dla nas nauczka na przyszłość, nic za darmo na tym świecie :P

 Z tym lekkim zimnym prysznicem skierowaliśmy się bulwarem Witosza do centrum miasta ( można sobie odpuścić tramwaje, wszystko jest w zasięgu nóg :) ) po kilkunastu minutach znaleźliśmy się na głównym placu ( Sweta Nedelia )budzącego się miasta. Poszliśmy więc na kawę do Mc'Donnalds ( czyste łazienki z mydłem ;) ) i ruszyliśmy w stronę pałacu kultury. Pałac nie zrobił na nas dużego wrażenia - ogromny betonowy klocek na jeszcze większym placu.

Od sofia


Potem w poszukiwaniu parku trafiliśmy na kolejny plac z ogromny pomnikiem ( generalnie w Sofii większość budynków występuje 2:1 :) ).



Od sofia


Sofia, naszym zdaniem, nie ma za dużo do zaoferowania, oczywiście jest piękna ogromna, a jakże, cerkiew z muzeum ikon ( 6 lewa dla koneserów ;P ).

Od sofia


Warta zobaczenia jest również łaźnia ( niestety dostępna tylko z zewnątrz ) oraz meczet, który stoi nieopodal.



Od sofia


Od sofia


Z ciekawostek, zachęcamy do poszwendania się w okolicach ryneczku warzywnego, dużo obdrapanych kamieniczek ale nam udało się tam znaleźć przyjemną, niedrogą knajpkę z pysznym jedzeniem i fajna atmosferą ( a la rodzina Soprano ;) ).

Przyznamy się, że popołudniem zaczynaliśmy już liczyć godziny do pociągu, bo lekko zżerało nas zmęczenie i nuda.

Na dworcu byliśmy przed 20, odjazd o 20:40. Porozmawialiśmy jeszcze chwile z młodym chłopakiem z Niemiec, który przeznaczył miesiąc na podróżowanie bez noclegów :D Imponująca przygoda jednak trudno sobie ją wyobrazić we własnym wykonaniu.

Bilet na pociąg kosztował 72 lewa ( z miejscem leżącym w 3 osobowym przedziale ) bez ok. 40-50 lewa. Podróż tym pociągiem była milą odmianą, trzeba wziąć pod uwagę, że pociąg zwykle się spóźnia, na miejscu byliśmy przed 6 ( lokalnego czasu -1 h ).

Od sofia


Trzeba uważać na dworcu w Sofii ponieważ ma on bardzo zagmatwane oznaczenia peronów, torów ( są perony wschodnie i zachodnie ). Nam wydawało się, że pociąg odjeżdża z peronu 6 wschód, okazało się że to był tor 6 ( tylko dzięki pomocy pracownika dworca, który się nad nami zlitował i zaprowadził nas na właściwe miejsce :) ).



Od sofia

Bułgaria - Polska : Wstęp

Relację z wycieczki po Europie podzielimy tym razem na kilka części co doda jej przejrzystości, a nam trochę czasu na opisanie wszystkiego :)

Na tegoroczny urlop przeznaczyliśmy 2 tygodnie. Chcieliśmy pogodzić aktywny wypoczynek z odpoczynkiem w rozsądnej cenie :) Nie mieliśmy jeszcze okazji zobaczyć południowo - wschodniej Europy więc postanowiliśmy zaplanować wycieczkę właśnie na takiej trasie.

Po wstępnych dyskusjach i analizach postanowiliśmy co następuje:

Kupić bilet samolotowy do Bułgarii, wybór padł na Wizzair i lot do Burgas. Następnie spędzić kilka dni nad Morzem Czarnym i wrócić do Polski pociągami. Trasa powrotna obejmowała pierwotnie: Burgas, Sofię, Belgrad, Budapeszt, Wiedeń i Pragę.

Jednak przy okazji wizyty w Wiedniu odwiedziliśmy również naszych znajomych mieszkających pod Wiedniem i z nimi zabraliśmy się samochodem bezpośrednio do Polski czyli Praga została przesunięta na następny wypad :)

Postanowiliśmy zrezygnować z rezerwowania miejsc, co pozwoliło nam na elastyczność w bieżącym planowaniu dalszych etapów podróży.

Bilety na samolot kosztowały nas 628 zł, zamówiliśmy je na początku maja i oczywiście można to zrobić taniej. Postanowiliśmy oszczędzić na opłacie za bagaż rejestrowany i jeden z plecaków zabraliśmy jako podręczny. Nie zdecydowaliśmy się na ubezpieczenie oferowane przez Wizzaira z racji tego, że było drogie i mało atrakcyjne w zakresie ubezpieczenia. Zamiast tego wybraliśmy ubezpieczenie w mBanku, wariant pośredni za ok. 100 zł na 17 dni.

Jeżeli chodzi o fundusze to po zapoznaniu się z artykułami na temat kantorów, banków, bankomatów postanowiliśmy połowę kwoty przeznaczonej na podróż zamienić w kantorze na Euro, resztę wypłaciliśmy po drodze z bankomatów.

Przed podróżą uzupełniliśmy podręczną apteczkę o podstawowe elementy czyli plasterki, tabletki przeciwbólowe, stoperan itp. Zakupiliśmy też 2 szybkoschnące ręczniki, co okazało się strzałem w dziesiątkę, ze względu na ich właściwości i małą wagę.

Samolot startował o 6:30 rano w sobotę więc piątek upłynął nam pod znakiem pakowania plecaków i drukowania materiałów.

Jeżeli chodzi o same materiały to głównie korzystaliśmy z:

rozkładu pkp online - zadziwiająco aktualny, można polegać na informacjach z tej strony ( http://rozklad-pkp.pl )

map googla - plany miast, planowanie całej trasy stron z adresami hosteli/kwater

wydrukowałem też ściągę z cyrylicy bułgarskiej/serbskiej - niestety nie mieliśmy nigdy kontaktu z rosyjskim :/

Jeżeli chodzi o bagaż to plecak, który miał lecieć jako bagaż rejestrowany został zawinięty w dwa mocne worki na śmieci i zabezpieczony szarą taśmą ( zrobiliśmy to na lotnisku przed odprawą bagażową ). Myślę, że warto to zrobić, bo wszelkie tasiemki, szelki i inne odstające elementy lubią się urywać podczas załadunku/rozładunku ;)



Nasze informacje o krajach, które chcemy odwiedzić wzbogaciliśmy kserówkami z przewodnika Pascala po Europie, co okazało się być bardzo przydaną pomocą.

Po kilkukrotnym sprawdzeniu wszystkiego, trochę po północy położyliśmy się spać by wstać po niecałych 3 godzinach snu :)


Pierwszy etap podróży - Bułgaria

sobota, 1 sierpnia 2009

Rowerowy szlak orlich gniazd





Przygotowania

Zakupiliśmy odpowiedni sprzęt tzn. opony, błotniki, bagażnik i sakwy, poza tym dzwonki, peleryny przeciwdeszczowe, stroje rowerowe i bidony. Oczywiście nie można zapomnieć o podręcznym zestawie naprawczym, czyli klucze + dętka, łatki na wszelki wypadek. Dodatkowo zaopatrzyliśmy się w odpowiednie suplementy diety tj. rozpuszczalne w wodzie tabletki tworzące napój izotoniczny. Polecamy te o smaku cytrynowym.

Oczywiście przydałaby się też mapa, polecamy mapę wydawnictwa Compass ( mieliśmy wydanie VIII ). Warto poszukać wersji laminowanej, różnica w cenie niewielka a starczy na dłużej.

Podróż do Krakowa

Do Częstochowy dojechaliśmy samochodem, a następnie pociągiem do Krakowa. Na peron wpadliśmy zdyszani i prawie spóźnieni- wsiedliśmy do wagonu na minutę przed odjazdem, a to wszystko z powodu niemiłosiernie wczesnej godziny-pociąg odjeżdżał o 5:18.

Dzień 1 : Krakow - Czerna ( 39 km wg planu , 59 km przejechane )

Dotarliśmy do Krakowa na stację Łobzów przed 8:00 aby od razu wyruszyć na szlak. Obładowani bagażami sakwy+ plecaki próbowaliśmy się wydostać z miasta i dotrzeć do punktu startowego na naszym rowerowym szlaku. Po znalezieniu odosobnionego miejsca przepakowaliśmy nasze rzeczy oraz zmieniliśmy stroje co ułatwiło nam rozpoczęcieaściwej części podróży.

Od 07 rowerowy szlak orlich gniazd

Na samym początku mieliśmy trudności z utrzymaniem się na szlaku co spowodowało, że dotarliśmy do lotniska Balice, gdzie na pewno znaleźć się nie powinniśmy;) na szczęście powrót na szlak prowadził z górki, więc poszło lekko.

Od 07 rowerowy szlak orlich gniazd

Jak się później okazało tego typu pomyłki zdarzyły nam się w ciągu tego dnia jeszcze kilka razy - niestety nie mieliśmy już tyle szczęścia co na początku- trzeba było się cofać pod górkę.

Od 07 rowerowy szlak orlich gniazd

Kilka kilometrów dalej odczuliśmy po raz pierwszy co znaczy jazda rowerem po jurze. Przeprawa przez las,omijanie korzeni, piachu i wciąż pod górkę. Nie było łatwo, zdarzało się, że musieliśmy wprowadzać rowery, zwłaszcza te z sakwami. Dobrze, że to był pierwszy dzień-posiadaliśmy duże pokłady energii:D

Od 07 rowerowy szlak orlich gniazd

Najgorszym odcinkiem okazał się podjazd na wzniesienie niedaleko wsi Kamyk. Droga prowadziła pod górę, między polami w pełnymońcu- daliśmy radę choć u niektórych pojawił się kryzys. Na szczycie wzniesienia krótki odpoczynek- karmienie koni- odradzam, otoczone elektrycznym pastuchem o czym przekonała się nasza koleżanka.

Od 07 rowerowy szlak orlich gniazd

uższy postój odbyliśmy zaraz po ominięciu wsi, w lesie chronieni przed promieniamiońca.
Następnie leśna droga doprowadziła nas do pierwszego zamku Zamku Tęczyn.

Od 07 rowerowy szlak orlich gniazd

Od 07 rowerowy szlak orlich gniazd

Okazało się, że prowadzi do niego podjazd czarnym szlakiem rowerowym, podjazd bardzo trudny, pełen korzeni, kamieni z dużym nachyleniem terenu. Nie było mowy aby tam wjechać. Zdecydowaliśmy się wprowadzić rowery co nie było łatwe. W końcu gdy udało się nam dotrzeć na samą górę okazało się, że zamek jest zamknięty, ponieważ grozi zawaleniem. Mogliśmy go obejrzeć jedynie z zewnątrz. Po wykonaniu kilku zdjęć i nacieszeniu się widokiem "zamczyska" sprowadziliśmy rowery na ł- nie było to łatwe:)

Od 07 rowerowy szlak orlich gniazd

Po tej historii doszliśmy do wniosku, że zawsze będziemy zostawiać rowery na dole i na zmianę zwiedzać zamki. Najlepsze okazało się jednak gdy znów ruszyliśmy na szlak- z drugiej strony wzgórza prowadził łagodny podjazd pod sam Zamek:D


Stąd już było niedaleko do Krzeszowic i gorącego posiłku , który zjedliśmy w Karczmie Jurajskiej. Jedzenie w miarę tanie i nie najgorsze.
Po dłuższym odpoczynku nadszedł czas zdecydować gdzie nocujemy. Wybraliśmy Czerną.Po drodze staraliśmy się dodzwonić do gospodarstw agroturystycznych i tu również zdarzyła się nam zabawna pomyłka. Okazało się, że w Polsce nie jedna Czerna jest;) i oczywiście mieliśmy telefon nie do tej miejscowości w której się znajdowaliśmy. Właścicielka numeru ( z Czernej w dolnośląskim) była zdziwiona gdy dopytywaliśmy się o drogę do jej domu podając remizę strażacką jako punkt wyjściowy do wskazania nam drogi. Po kolejnej nieudane próbie wynajęcia noclegu tym razem w remizie, pozdrawiamy podchmielonego jegomościa, który starał się nam pomóc, postanowiliśmy podjechać do reklamującej się agroturystyki, która jakżeby inaczej, znajdowała się w najwyższym punkcie miejscowości. Gdy wreszcie dotarliśmy do celu byliśmy już tylko w stanie zmyć z siebie trudy całodniowej podróży, zjeść mała kolację i pójść spać.

Agroturystyka przy leśniczówce. Nocleg 35 zł. od osoby w czteroosobowym pokoju przy wynajmie na jedną noc. Warunki dość spartańskie, w pokojach duszno, a w łazience brzydko pachniało. Była jednak w pełni wyposażona kuchnia, a rowery bezpieczne w garażu.

Po krótkiej chwili nastał poranek.

Dzień 2: Czerna - Smoleń ( 62 km )

Zaczęło się bardzo miło- przyjemnym zjazdem do Diabelskiego Mostu. Most, a raczej to co z niego zostało, warto obejrzeć, fajny klimat, a przy odrobinie szczęścia można się tam podobno natknąć na czarownice;)

Od 07 rowerowy szlak orlich gniazd

Klasztor w Czernej choć był zachwalany w przewodnikach ominęliśmy ze względu na wysokość. Czekała nasuga droga, nie chcieliśmy się męczyć już na początku. Jak się później okazało słusznie, gdyż droga w dużej mierze prowadziła nas wciąż pod górę, tyle, że asfaltem. Po raz pierwszy zmodyfikowaliśmy trochę trasę, wybierając drogę asfaltową a nie rowerowy szlak, który prowadził przez pola i las. Droga była przyjemna z pięknymi krajobrazami, zielonymi łąkami oraz wyrastającymi skałami.

Od 07 rowerowy szlak orlich gniazd

Pogoda nas oszczędzała, było ciepło ale po niebie sunęły chmury chroniące nas przedońcem. Po drodze minęliśmy skromną kapliczkę znajdującą się w samym środku pola- jakby wyrosła z ziemi.

Od 07 rowerowy szlak orlich gniazd

W końcu dotarliśmy do Olkusza. Postój mieliśmy na Starym Rynku, ładnym choć lekko zaniedbanym.


Po drodze minęliśmy Zamek w Rabsztynie. Nie zdecydowaliśmy się podjeżdżać do niego, obejrzeliśmy go z oddali.


Pod wpływem opadających sił spowodowanych trudnym leśnym odcinkiem prowadzącym przez piaski ( między Rabsztynem a Jaroszowcem ) zdecydowaliśmy się ominąć fragment szlaku wybierając łatwiejszą drogę asfaltową.

W Bydlinie, na 10 km przed miejscem noclegowym, postanowiliśmy zrobićuższy odpoczynek połączony z ciepłym posiłkiem. Niestety okazało się, że jedyny bar znajdujący się w tej wsi nie oferuje posiłków. Na szczęście Pani barmanka okazało się przesympatyczną osobą, użyczając nam wrzątku oraz miseczek, w których mogliśmy sobie zrobić zupki chińskie oraz podgrzewając nam, zakupione w sklepie obok, gotowe dania.


Wszystko to zrobiła bezinteresownie. Bardzo chętnie zostawiliśmy jej napiwek, którego nie chciała przyjąć- nie daliśmy jednak za wygraną. Jeśli znajdziecie się gdzieś obok koniecznie odwiedźcie to miejsce. Niestety przez przypadek ominęliśmy zamek w Bydlinie i już nie chciało się nam wracać. Ostatni odcinek okazał się dość przyjemny- przeprowadził nas przez pachnącą miętą Dolinę Wodzącej. Uff. Dojechaliśmy do Smolenia - AGROTURYSTYKA MIÓD.


Miejsce na nocleg super. Dwa pokoje z czego jeden z aneksem kuchennym. Łazienka i ubikacja osobno. Na zewnątrz stół i ławeczki, huśtawka oraz miejsce na grilla. To wszystko za jedyne 25 zł. od osoby. Polecamy!!!!!

I znów po krótkiej chwili nastał poranek.

Dzień 3: Smoleń - Podlesice ( 35 km )

Najkrótszy, najmniej męczący odcinek z najpiękniejszym zamkiem, ale do tego dojdziemy za chwilę. Na samym początku, jeszcze w Smoleniu podjechaliśmy pod ruiny zamku, choć mocno zniszczone i zarośnięte przez trawy i drzewa, a możeaśnie przez to, bardzo klimatyczne.


Następnieuższa przeprawa przez las z mnóstwem motyli:


i w końcu już z oddali mogliśmy zobaczyć pomiędzy skałkami, wyłaniający się Zamek Ogrodzieniec.


Jeszcze tylko podjazd pod górę

i można było podziwiać pięknie zachowane ruiny zamku:

przywołujące na myśl baśnie Braci Grimm. Brakowało tylko Białej Damy sunącej po krużgankach.

Choć wejście na teren zamku było płatne ( od 5, 50 zł) było warto. Niecała godzina spędzona na miejscu okazała się niewystarczająca ale jak mówi przysłowie komu w drogę temu czas. Ponownie wsiedliśmy na rowery i ruszyliśmy w drogę mijając Skał Rzędową:

oraz kościółek w Skarżycach, dotarliśmy do ośrodka wypoczynkowego w Morsku z mieszczącym się przy nim zamkiem.

Zamek niestety do oglądania tylko z zewnątrz ale sam ośrodek bardzo fajny.

Do Podlesic, miejsca noclegowego, został tzw rzut beretem. Dotarliśmy tam wcześnie, ok. 17:30. Wzięliśmy szybki prysznic i wyruszyliśmy na poszukiwanie dobrej restauracji. Tym razem się nie zawiedliśmy. Michałowa Karczma okazała się strzałem w dziesiątkę. Jedzenie było przepyszne i w rozsądnej cenie. Gorąco polecamy!!!!!!

Same Podlesice dobrym miejscem na postój, z mnóstwem gospodarstw oferujących noclegi. Szkoda, że tego nie wiedzieliśmy wcześniej bo ofert internetowych było niewiele, z czego ta, którą wybraliśmy, Zajazd Jurajski okazała się nie z najwyższej łki, w stylu PRL-owskim, dusznymi pokojami i średniej jakości łazienkami mieszczącymi się na korytarzu. Dobrze, że cena była niska- jedynie 25 zł. od osoby ale z tego co się dowiadywaliśmy można w Podlesicach znaleźć noclegi i za 20 zł.

Od 07 rowerowy szlak orlich gniazd

Po kolacji i odpoczynku udaliśmy się na krótki spacer na górę Zborów. Widok przecudny.

Nie można go ominąć.

Tym razem po dłuższej chwili nastał poranek:)

Dzień 4: Podlesice - Częstochowa ( 63 km )

Ostatni dzień wycieczki, odcinek dość długi, dlatego sporo szlaku ominęliśmy, zwłaszcza odcinków leśnych, męczących, długich bez pięknych krajobrazów. Wyjechaliśmy więc z Podlesic omijając część szlaku wiodącego obok góry Zborów oszczędzając czas i siły.

Takim sposobem dotarliśmy do zamków W Bobolicach i Mirowie, które zostały wykupione przez rodzinę Laseckich.

Strona zamku Bobolice.

Aktualnie trwają prace remontowe w zamku w Bobolicach, pierwsze jej efekty robią duże wrażenie.Na pewno będzie warto odwiedzić to miejsce raz jeszcze gdy zamek będzie gotowy dla zwiedzających. Wg informacji znajdujących się na tablicy przy zamku, remont jest przeprowadzany tylko i wyłącznie z prywatnych zasobów rodziny bez pomocy ze strony Państwa. Dalej podróżowaliśmy afsaltówkami, z mnóstwem niesamowitych zjazdów, na których można było osiągnąć prędkość do 60 km/h- zapierało dech w piersi.  Jednak na początku czekał nas ostatni przełajowy odcinek z Mirowa do Żarek czarnym szlakiem. Następnie przejechaliśmy przez Żarki:

i ustaliliśmy dalsza część trasy:

przez Przybynów:

do Olsztyna.

Od 07 rowerowy szlak orlich gniazd

Zamek w Olsztynie, a raczej jego ruiny, nie jest obecnie zbyt okazały ale mieści się na pięknym:

Od 07 rowerowy szlak orlich gniazd

terenie nadającym się doskonale do niedzielnych spacerów i krótkich wspinaczek.

Od 07 rowerowy szlak orlich gniazd

Wejście na teren zamku jest płatne 3zł / os. - jednak można się tam dostać alternatywną drogą , wystarczy pospacerować po okolicy. Dodatkową zaletą tego miejsca jest bogata baza gastronomiczna więc nie będzie tu problemu z posiłkami czy choćby lodami :)

Nasza podróż powoli dobiegała końca gdy opuszczaliśmy Olsztyn. Kawałek drogi szybkiego ruchu w kierunku Częstochowy a potem ścieżka rowerowa (asfaltowa- cudna jazda), ulice Częstochowy i koniec trasy przed domem znajomych.

SATYSFAKCJA GWARANTOWANA

Spisała Kasia, z pomocą Piotrka ;)

Podziękowania:

Chcielibyśmy gorąco podziękować naszym współuczestnikom wyprawy Joli i Sashy za wspaniale spędzone 4 dni i ogromny wkład w organizację wyprawy :) Podziękowania należą się rownież p. Dariuszowi Ormianowi z serwisu it-jura.pl za pomoc w ogarnięciu tematu od strony logistycznej. Dzięki niemu dowiedzieliśmy się jak podzielić trasę, gdzie pytać o noclegi i przede wszystkim, co ciekawego zwiedzić ;) Dziekujemy !

Koszty wyprawy ( dla jednego uczestnika ;) ):

Sprzęt okołorowerowy:

opony 40zl, błotniki 30 zl, bagażnik aluminiowy 50zl,  sakwy duże 3-komorowe 110zl, zapasowa dętka 10zł, zestaw naprawczy do roweru ok. 20zł, dzwonek 2zl ;), peleryna przeciwdeszczowa 30zl, spodenki z 'pampersem' 60zl, koszulka oddychająca 50zl, bidon z koszykiem 15zl.

Bilet na osobowy z Częstochowy do Krakowa (   19,00 zł + 5 zł za rower ) o 5:18, polecamy osobowy ze względu na wagon dla osób z większym bagażem i czas jazdy: 2:37.

Noclegi:

Czerna: 35zł, Smoleń 25zł, Podlesice 25zł

Jak widać, po wyłączeniu sprzętu rowerowego, koszty kształtują się na zadowalającym poziomie :)

Kilka luźnych uwag na koniec..

Opisywana trasa w proponowanym wariancie ( 4 dni ) była, naszym zdaniem, dosyć wymagająca dla przeciętnego rowerzysty. Przede wszystkim ze względu na jej charakterystykę ( ok. połowa trasy przebiegająca przez tereny mocno pagórkowate z nieutwardzonymi ścieżkami ) oraz kilometraż. Dlatego nauczeni doświadczeniem radzilibyśmy rozbić taką wyprawe na 5 dni lub alternatywnie zacząć ją w krzeszowicach. Dzięki temu więcej czasu zostanie na podziwianie cudów natury i architektury, których po drodze jest nieprzebrana ilość :)

Warto zwrócić uwagę na pogodę, nie wyobrażam sobie tej wyprawy w deszczu - prawdopodobnie byśmy zostali zmyci na pierwszym leśnym podjeździe.